Od przyszłego sezonu „Czarnych” z Czarnej Białostockiej będzie można oglądać już nie w piłkarskiej A klasie, a w okręgówce. O sukcesie drużyny i planach na kolejną rundę rozmawiamy z Mateuszem Woronieckim, trenerem drużyny.
Jak się czuje szkoleniowiec, którego drużyna już po jednym sezonie awansowała do okręgówki?
- Na pewno wszyscy jesteśmy zadowoleni. Bardzo się cieszyliśmy, chociaż nie ukrywam, że to od początku roku był nasz cel. Nie powiem, że to było zaskoczenie, czy że się tego nie spodziewaliśmy. Musieliśmy zrealizować nasze założenie o awansie. Po prostu nie było innej opcji. I tak się stało. Wiadomo, to jest piłka nożna, więc nie było to wcale oczywiste, bo trzeba było to wszystko „wyszarpać”. Tym bardziej, że A klasa rządzi się swoimi prawami. Sędziowanie wielokrotnie pozostawiało wiele do życzenia, i też stan boisk, i przeciwnicy, którzy nie zawsze chcieli grać w piłkę, tylko woleli przeszkadzać. Udało się na szczęście awansować i to jest dla nas najważniejsze. Jesteśmy tym bardzo usatysfakcjonowani.
Początki nie były chyba jednak tak łatwe. Poprzedni klub z Czarnej Białostockiej pozostawił złą famę, a wy nie mieliście nawet piłek...
- Zgadza się. Zaczynaliśmy praktycznie od zera. Prezes stanął jednak na wysokości zadania. Zakupiliśmy piłki oraz stroje i jakoś to poszło. Nie zawsze zresztą trzeba mieć super sprzęt, żeby przeprowadzić dobry trening, albo zagrać dobry mecz. Czasami wystarczy odrobina inwencji. A na to nie możemy narzekać. Myślę, że w kwestii sprzętowej będziemy nadal się rozwijać. Idziemy do przodu. Najważniejsze było szybkie przeskoczenie A klasy. Teraz będziemy mieli do czynienia z przeciwnikami, którzy będą próbowali grać, a nie ciągle przeszkadzać w meczach. Poza tym czekają na nas lepsze boiska i wyższy poziom sędziowania.
Można powiedzieć, że wysokie zwycięstwo w meczu z Grabem Janówka to przypieczętowanie waszego sukcesu na koniec sezonu. Jak osiąga się takie wyniki?
- Najbardziej efektowny był w naszym wykonaniu mecz z drużyną z Jedwabnego. Przegraliśmy wtedy w pierwszej kolejce. Byliśmy tak nabuzowani, nakręceni na rewanż, że wynik 9:0 to był - szczerze powiedziawszy - najmniejszy wymiar kary dla naszych przecinków. W Janówce mieliśmy specyficzne warunki do gry - wąskie, słabe boisko. Kontrolowaliśmy całe spotkanie, nie było momentów zawahania. Powiedziałem drużynie, że gramy normalnie, nie myślimy o tym, że już awansowaliśmy. Takie fajne 6:0 na koniec sezonu świadczy o tym, że poważnie potraktowaliśmy to spotkanie. Wpuściłem na murawę od pierwszej minuty chłopaków, którzy do tej pory zaczynali mecze na ławce czy rzadziej grali. Każdy z nich strzelał bramki, więc bardzo jestem z tego zadowolony. Jest wśród nas potencjał, nawet na ławce.
Właśnie. Podobno często powtarza pan, że ważna jest silna i zgrana drużyna. Jak duży potencjał widzi pan w swoich podopiecznych? Którzy zawodnicy są w tej drużynie pewniakami?
- U nas liczy się zespół. Na pewno nie będę wymieniał nazwisk, bo bardzo doceniam i szanuję każdego z tych chłopków, którzy byli w kadrze przez cały rok. Każdy dołożył swoją cegiełkę do tego sukcesu. Mamy kilku doświadczonych zawodników. Niektórzy są sporo po trzydziestce. To oni byli ważnym ogniem w zespole. Ale młodsi też mieli swój wkład w wyniki. Nasza drużyna to grupa około dwudziestu osób, wśród których była taka fajna, pozytywna rywalizacja. Z mojej perspektywy, jako trenera, pozostawało tylko się cieszyć, że dobrych piłkarzy do podstawowego składu miałem w nadmiarze. Do tej pory byłem grającym trenerem. Ale patrząc na ich potencjał, wolałem stać z boku i tylko podpowiadać. A potencjał jest naprawdę spory i fajnie, że go wykorzystaliśmy.
Na co stawia pan przede wszystkim w pracy trenera?
- Od wielu chłopaków jestem młodszy, ale od razu powiedziałem, że musimy ustalić warunki, pewien regulamin zachowań w zespole.
Czyli dyscyplina?
- Dokładnie. To w ogóle podstawowa sprawa. Na początku było trochę niepewności – zarówno u mnie, jak i u nich. Nikt nie wiedział, jak to będzie. Jednak już po kilku pierwszych treningach wiedzieliśmy, że będzie dobrze. Najważniejsze są u mnie wzajemny szacunek, dyscyplina, zaangażowanie i poważne podchodzenie do sprawy. Czasami musiałem krzyknąć, pokiwać palcem. Ale kiedy trzeba było, to też pochwaliłem i nawet przytuliłem. Stworzyliśmy fajny team, gdzie współpraca układa się na bardzo dobrym poziomie.
To chyba m.in. dzięki tej dobrej współpracy udało się wam przejść do okręgówki. Ale nowa liga to nowi, na pewno silniejsi, przeciwnicy. Tutaj też pójdzie wam tak łatwo i za rok będziemy oglądać Czarnych w IV lidze? Jaki stawiacie sobie cel na następny sezon?
- Dopiero będziemy rozmawiać o tym z chłopakami. Nie chciałbym na razie głośno mówić o konkretnych celach, bo wiadomo - potem może z tym różnie być. Najważniejsze to przez najbliższe tygodnie zbudować drużynę. Zgłaszają się do mnie młodzieżowcy, którzy pytają, czy mogą dołączyć do zespołu. Jeżeli zostałaby w całości kadra z poprzedniego sezonu i doszliby do nich młodzi zawodnicy, to jestem dobrej myśli. Za każdym razem będziemy wychodzić po zwycięstwo. Co nam to przyniesie? Zobaczymy. Jesteśmy ambitni. Wiem, jaki mamy potencjał, więc nie ma mowy o jakieś walce o utrzymanie. Będziemy starali się pokazać, że jesteśmy lepsi od przeciwników. Myślę, że nas na to stać.
Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia w nowej lidze.
Rozmawiał: Michał Kułakowski