W Białymstoku odbyła się dzisiaj konferencja prasowa Krzysztofa Rutkowskiego. Jego biuro detektywistyczne zajmie się sprawą śmierci małżeństwa, które zginęło pod koniec maja w pożarze w miejscowości Budy nad Zalewem Siemianówka. Syn ofiar nie wierzy bowiem w nieszczęśliwy wypadek.
To był jeden z najtragiczniejszych pożarów w ostatnim czasie, do którego doszło w powiecie białostockim. W miejscowości Budy w gminie Michałowo w zgliszczach niewielkiego budynku i przyczepy kempingowej znaleziono zwłoki małżeństwa. Ogień pojawił się w nocy z 24 na 25 maja.
Informowaliśmy o tym w teście: Nad Siemianówką zginęli mężczyzna i kobieta
Sprawę śmierci Krystyny i Andrzeja Olejniczaków zbada biuro detektywistyczne Krzysztofa Rutkowskiego. Dzisiaj znany detektyw spotkał się z dziennikarzami. W konferencji prasowej wziął udział również syn zmarłego małżeństwa.
- O pożarze dowiedziałem się 25 maja i od razu postanowiłem pojechać na miejsce. Wcześniej była tam moja siostra ze szwagrem. (...) Gdy przyjechałem, okazało się, że dwa ciała były oddzielnie. Jedno ciało było w przyczepie kempingowej, drugie znajdowało się w domku letniskowym. obiekty te były oddalone od siebie o co najmniej 10 metrów. Od razu pojawiło się u mnie podejrzenie, że to raczej niemożliwe, aby jedna z dwóch osób się nie uratowała. (...) Zdobyliśmy materiał filmowy, na którym widać pożar. Na tym filmie dokładnie widać, że pożar nie powstał od butli gazowej, tylko butla wybuchła około 25 minut później. (...) Bardzo ciężko uwierzyć mi w to, że moim rodzice zginęli w tragicznym wypadku. Wydaje mi się, że mogła tam być osoba trzecia. Były tam trzy rozłożone talerzyki, trzy siedzenia. Mieliśmy jeszcze jeden materiał filmowy, na którym było widać jadący w nocy samochód, ale niestety materiał przepadł, bo zapętliła się taśma. (...) Mama była zawsze przezorną i bardzo uporządkowaną osobą. Zawsze zamykała na noc samochód, zawsze sprzątała po sobie. W życiu nie zrobiłaby czegoś takiego, żeby nie zakręcić butli gazowej. Samochód był otwarty, wszystko było niepozamykane, niesprzątnięte ze stołu, tak jakby nagle się coś wydarzyło - twierdzi Krzysztof Olejniczak, syn małżeństwa, które zginęło w Budach.
Według mężczyzny jego matka w dniu, w którym doszło do zdarzenia, pobrała z konta 5 tysięcy złotych. Gotówki nie udało się odnaleźć. Dodatkowo - jak twierdzi - udało mu się dotrzeć do osoby, której zdaniem na trawie w miejscu zdarzenia znajdowały się prawdopodobnie ślady substancji łatwopalnej.
Krzysztof Olejniczak ma również wątpliwości co do sposobu działania policji i prokuratury. Do tej kwestii wrócimy wkrótce.
- Wątpliwości pana Krzysztofa w tej sprawie oczywiście będą musiał być w jakikolwiek sposób rozwiane przez działania, które będzie prowadziło Biuro Detektywistyczne Rutkowski. Dla nas stanowi to przede wszystkim doprowadzenie do ujawnienia prawdy. (...) Sprawą zajmujemy się od kilku dni. Na razie nie mamy hipotezy, która byłaby na tyle wiążąca, że kierowalibyśmy informację do właściwej prokuratury. Jeżeli będą ustalenia, które będą mogły wskazać na podejrzenie udziału osób trzecich w tym zdarzeniu na pewno o tym poinformujemy odpowiednie organy - zapewnił Krzysztof Rutkowski.
Tutaj znaleziono zwłoki małżeństwa:
Małżeństwo, którego ciała znaleziono po pożarze w Budach k. Michałowa (fot. udostępnione przez Biuro Detektywistyczne Krzyszfa Rutkowskiego):
(mik)
Konferencja prasowa Krzysztofa Rutkowskiego w Białymstoku ws. pożaru w budach k. Michałowa:
Tragiczny pożar w Budach k. Michałowa. Zdjęcia pogorzeliska i ujęć z monitoringu udostępnione przez Biuro Detektywistyczne Krzysztofa Rutkowskiego: