Już po zakończeniu demonstracji antycovidowców najpierw szarpała policjanta, potem się przewróciła. Twierdziła, że ma uszkodzony kręgosłup i wybity ząb. Wezwano więc karetkę pogotowia. Przyjazd ambulansu poważnie zaniepokoił koronasceptyków. „To nie jest dobry pomysł, bo ta kobieta może nie wyjść! 27-letni człowiek dwa tygodnie temu trafił do szpitala z przeziębieniem, uspali go, podłączyli pod respirator i zmarł” - martwiła się prawdopodobnie jedna z uczestniczek niedzielnej demonstracji w Białymstoku.
Przypomnijmy, wczoraj w centrum Białegostoku zebrało się około 300 osób, które chciały wyrazić sprzeciw wobec wprowadzonych przez rząd obostrzeń. Uczestnicy zgromadzenia jawnie lekceważyli obowiązujące restrykcje - mało kto miał maseczkę czy zachowywał dystans społeczny.
Zgromadzenie zabezpieczała policja. Już po jego zakończeniu funkcjonariusze zatrzymali 29-latka, który ich znieważył. Wówczas jedna z kobiet zaczęła szarpać mundurowego, wskutek czego przewróciła się.
Kobietę zaprowadzono do jednego z lokali gastronomicznych. Wszedł tam też mężczyzna określający się jako dziennikarz „Czujny”, które całą manifestację transmitował na Facebooku.
- Policjant pchnął mnie z całej siły! Mam uszkodzony kręgosłup, pobitą głowę i wybity ząb. I nie dam rady wstać z krzesła - twierdziła kobieta.
Chwilę później udało jej się jednak podnieść i wyszła na zewnątrz. Właśnie wtedy na miejsce przyjechała karetka specjalistyczna.
- Nie zostawiajcie pani bez opieki, bo oni się zajmą koronawirusem i testami, a nie pani zdrowiem - przestrzegał nagrywający.
Załoga ZRM-u zaprosiła kobietę to karetki.
- Ja nie chcę do szpitala! - oświadczyła stanowczo.
- Ja to bym nie jechał do szpitala. Bo oni od razu wymazują i jeszcze panią wykończą - poparł ją mężczyzna.
Ostatecznie kobieta weszła do ambulansu. Gdy zamknęły się drzwi, koronasceptycy zaczęli się niepokoić.
To nie jest dobry pomysł (aby jechać do szpitala - red.), bo ta kobieta może nie wyjść! 27-letni człowiek dwa tygodnie temu trafił do szpitala z przeziębieniem, uspali go, podłączyli pod respirator i zmarł - stwierdziła prawdopodobnie uczestniczka manifestacji.
- Tak, kochani. Jak system kogoś zabiera koniecznie musimy mieć kontakt, kogo nam zabierają. Trzeba, że tak powiem, nawzajem się pilnować - apelował nagrywający incydent.
Z informacji przekazanych przez policję wynika, że kobieta odmówiła transportu do szpitala. Funkcjonariusze wyjaśniają teraz dokładnie całe zajście. Za naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariusza grozi do 3 lat więzienia.
(mik)