Wydaje mi się, że już dosyć dawno nie byłem w cyrku. Okazja, by nadrobić zaległości przyszła w sobotę trochę (ale w zasadzie tylko trochę) niespodziewanie. Na Marszu Równości w Białymstoku było bowiem i śmieszno, i straszno. Zupełnie tak samo jak podczas dobrego cyrkowego show. Tylko czy i tym jednym, i tym drugim o to chodziło?
Zacznijmy jednak od początku. Moda na organizowanie parad równości do Polski dotarła w 2001 roku. Wtedy to właśnie pierwsze takie wydarzenie odbyło się w stolicy. Wcześniej w kraju nad Wisłą nikt nie miał w zwyczaju za bardzo wychodzić na ulice i komunikować wszem i wobec o swojej orientacji seksualnej.
I w zasadzie przeważająca część społeczeństwa nadal nie ma tego w zwyczaju. Jest jednak społeczność LGBT, która - można odnieść takie wrażenie - wprost się w tym lubuje. Tylko pytanie, po co? Czy kwestia tego, kto z kim lubi, nie powinna pozostawać w sypialni?
Przyznam, że byłem zaskoczony (i pewnie nie tylko ja), gdy dowiedziałem się, że w Białymstoku zostanie zorganizowany Marsz Równości. Pierwsze pytanie, które mi się wówczas nasunęło to - kto weźmie w nim udział. Wszak społeczność LGBT w stolicy województwa podlaskiego (ba, nawet w całym województwie) wcale nie jest liczna. Rozumiem, Warszawa czy Gdańsk. Ale mały - w porównaniu do tych miast - Białystok?
Pomysł organizowania Marszu Równości w Białymstoku już z tego względu od początku wydawał mi się szczerze powiedziawszy chybiony. Tym bardziej byłem zdziwiony, gdy usłyszałem, że na paradę mają przyjechać działacze ruchów LGBT z całego kraju. po co?
I tutaj znów trzeba by było wrócić do pytania o samą ideę organizowania tego typu marszów. Jakiej równości chcieliby działacze środowisk LGBT? Bo w Polsce, kraju demokratycznym, mamy przecież generalnie równość. Jest równość wobec prawa i równość w prawie. Może rzeczywiście ustawodawca powinien zastanowić się nad kwestią związków partnerskich, które ułatwiłyby (bo to już teraz jest możliwe) chociażby dostęp do informacji o stanie zdrowia bliskiej osoby czy spadkobranie. Ale czymś zupełnie utopijnym wydaje się być bezwzględna, bezwarunkowa równość. Adopcja dzieci przez pary homoseksualne? To trochę tak, jakby osoba niepotrafiąca zupełnie śpiewać, koszmarnie fałszująca, domagała się zatrudnienia jej w operze w roli śpiewaka. Natury nie da się przeskoczyć.
Z kolei wolność nie oznacza niczym nieograniczonej swobody. Przemalowywania polskiej flagi i godła w tęczowe barwy czy parodiowanie symboli i obrzędów sakralnych nie ma nic wspólnego z wolnością. To zupełne wypaczanie tego pojęcia.
Nic więc dziwnego, że pomysł organizowania Marszu Równości, zważywszy na ekscesy z podobnych takich wydarzeń, niezbyt spodobał się niektórym mieszkańcom Białegostoku i okolic. Może gdyby nie wcześniejsze „odprawianie” mszy z durszlakiem na głowie, rysowanie tęczowej aureoli Matce Boskiej Częstochowskiej, czy epatowanie golizną, nie byłoby takiej atmosfery wokół sobotniego zgromadzenia ruchów LGBT.
Mam pytanie do polityków i publicystów w konteście wczorajszych wydarzeń w #Bialystok. Gdzie byliście, gdy w Gdańsku profanowano procesję Bożego Ciała? Gdzie byliście, gdy parodiowano Mszę Św.? Szkoda, że wtedy nie byliście tak surowi jak teraz.
— Flawiusz Zamoyski (@fzamoyski) July 21, 2019
Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę
Trzeba przyznać, że większość uczestników Marszu Równości w Białymstoku powstrzymywała od kontrowersyjnych i gorszących zachowań (choć pojawiła się m. in. tęczowa flaga Polski). Może tylko, jeżeli chce się walczyć w poważnych (w odczuciu uczestników zgromadzenia) sprawach, to warto zadbać o jakiś poważniejszy ubiór. Coś w rodzaju garnka na głowie i biało-czerwona flaga na plecach to dosyć osobliwe (delikatnie to ujmując) połączenie.
Czytaj też: Marsz Równości 2019 w Białymstoku. 800 uczestników, 700 policjantów [WIDEO]
Przyznać też otwarcie trzeba, że Białystok dla uczestników Marszu Równości nie okazał się zbyt gościnny. Kibice, „porządni Polacy”, „prawdziwi patrioci” i „obrońcy moralności” - rozumiem, że już sama idea takiego wydarzenia wam się nie podoba. I macie do tego święte prawo. Wszak przecież mamy demokrację. Chcieliście zaprotestować i sam zamysł był może nawet słuszny. Ale wykonanie wyszło fatalnie.
Po co było obrzucanie placu NZS ze wszystkich stron petardami? Rzucaliście nie tylko w kierunku osób ze środowiska LGBT (co też jest oczywiście naganne i niedopuszczalne), ale też w kierunku policjantów czy dziennikarzy, którzy tego dnia byli po prostu w pracy, nie przyszli niczego manifestować.
Czemu miały służyć wulgarne i obraźliwe okrzyki? Co wam dało uporczywe blokowanie jezdni? Przecież ta sytuacja, gdy biegaliście w tę i z powrotem, od katedry do ul. Mickiewicza, była wręcz absurdalna i w pewien sposób komiczna. Kostka brukowa przy kościele nie uschłaby od tego, że przeszliby po niej geje, lesbijki, biseksualiści czy transseksualiści. Chwila moment i byłoby po sprawie. Nic by się nie stało.
Dlaczego rzucaliście w policjantów butelkami i kamieniami, wyzywając ich od gestapo i ZOMO? To wręcz szydzenie z ofiar obu tych formacji. Wątpię też, czy spotkanie z ZOMO bądź gestapo skończyłoby się dla was tylko piekącymi od gazu oczami.
Przykro to stwierdzać, ale w sobotę pewna grupa osób z hasłem „Bóg, Honor i Ojczyzna” zrobiła dokładnie to samo, co środowisko LGBT z wizerunkiem Czarnej Madonny. Co więcej, ta sama grupa osób dała pożywkę uczestnikom Marszu Równości. Teraz wrócą do swoich miast i będą opowiadać, jak to w Białymstoku zostali zaatakowani przez lokalne bojówki, z którymi oni pokojowo próbują walczyć. O to wam naprawdę chodziło?
Poniższe zdjęcie jest zbyt wymowne, by je komentować...
Szczere gratulacje i podziękowania organizatorzy Marszu Równości w Białymstoku powinni złożyć na ręce marszałka Artura Kosickiego, prezydenta Tadeusza Truskolaskiego i ich popleczników. Im bardziej narastał spór o Piknik Rodzinny pomiędzy włodarzami miasta i województwa, tym coraz więcej osób dowiadywało się o zgromadzeniu środowiska LGBT. Jak też widać poniżej ani jedni, ani drudzy nie wyciągnęli wniosków....
Agresja w stosunku do ludzi biorących udział w marszu LGBT zasługuje na jednoznaczne potępienie. Prezydent Truskolaski i jego świta ponoszą polityczną odpowiedzialność, za forsowanie parady, która po trzech minutach od rozpoczęcia spełniła wszelkie przesłanki żeby ją rozwiązać.
— Sebastian Łukaszewicz (@S_Lukaszewicz) July 21, 2019
Gołąbek... Symbol łagodności i pokoju. Symbol, o którym we współczesnej Polsce zupełnie zapomnieliśmy...
— Rafał Rudnicki (@rafalrudnicki) July 21, 2019
Szkoda, że tacy panowie jak @artur_kosicki i @S_Lukaszewicz nie słuchają nawet słów swojego prezesa,który mówił o zakończeniu wojny. A wy tę wojnę rozpętujecie na nowo... pic.twitter.com/WPIoVbyR82
W Białymstoku takiego dnia jeszcze prawdopodobnie nie było. O wydarzeniach z miasta informowały nawet zagraniczne media. Z jednej strony był festiwal dziwności, z drugiej natomiast - chuligaństwa, a nie żadnej walki o wartości (proszę się nie obrażać, to moje subiektywne odczucie, mam do tego prawo). Gdzieś pomiędzy tym kilkuset policjantów, którzy - swoją drogą - stanęli na wysokości zadania i zapobiegli eskalacji konfliktu. Do tego skaczący sobie do gardeł politycy.
Manifestował, kto chciał. Demokracja pełną gębą. Szkoda tylko, że uczyniliśmy sobie z niej gigantyczny cyrk, a zamiast dyskutować o rzeczach ważnych i istotnych, debatę publiczną sprowadziliśmy do wielkiego sporu ideologicznego.
Michał Kułakowski
* * *
Relację, zdjęcia i materiał wideo z Marszu Równości 2019 w Białymstoku znajdziesz w tekście: Marsz Równości w Białymstoku 2019. Niespokojne popołudnie w mieście [WIDEO, FOTO]